Gran(d) Turismo 5

Pamiętam kiedy to pierwszy raz odpaliłem Gran Turismo. Świetna grafika, dynamika i model jazdy, porażające replay’e, niezwykle rozbudowana (tuning, ustawienia itd.), z mnóstwem aut i tras. Gra przełomowa pod chyba każdym względem. Zakochałem się w sportowych samochodach i jeszcze bardziej w PSXie. Mijały lata, a GT wciąż było tym samym GT z ’96 roku – jedynie z lepszą grafiką, większą ilością aut i dodanymi paroma drobiazgami. Przy okazji premiery GT4 odczułem w końcu pierwszy przesyt i zwróciłem się w stronę Forza Motorsport, która wówczas pozrywała czapki wszystkim posiadaczom Xbox’a.

Kilka dni temu w me brudne łapska wpadła najnowsza odsłona serii z lśniącym numerkiem 5 na okładce. Tak zachwalana, pieszczona TYLE LAT przez zespół Yamauchi’ego, wydawałoby się cudo nad cudami. Podekscytowany odpalam. Odpalam aby poczuć się raz jeszcze tak jak 15 lat temu. Niestety jedyne czego doznałem to cała seria rozczarowań, poczucia niespełnionych obietnic i po raz kolejny znaku naszych czasów, czyli casualizacji gier.

Pierwsze nieporozumienie to wymuszenie na graczu kupna używanego auta, aby w ogóle móc zacząć zdawać egzaminy na licencje! Ok, pomimo posiadania na start 20,000 kredytów przełknąłem ten absurd i kupiłem sobie używany złomex. Nie spodziewałem się jednak tak drastyczne obniżonego poziomu trudności – niemal każdy z testów można zaliczyć na złoto bez większego wysiłku! Gdzie te czasy, kiedy złoto żyłowało się tygodniami? Mało tego, za zaliczenie wszystkich egzaminów nawet na brąz dostaje się swój pierw…drugi (?) samochód. Zdębiałem bo dawniej były tylko za Gold, dziś, jak nietrudno policzyć, za każdą są po trzy auta. To po jaką cholerę kazano mi wydawać pierwsze pieniądze ma samochód z serii Standard?!

O, i tutaj niemożna przemilczeć potężnej łyżki dziegciu… Auta dzielą się na „Standard” i „Premium”, wersje „S” są 1:1 importowanymi modelami z GT4 (ich tekstury też, powiedzieć że wyglądają makabrycznie to mało), zaś wersje „P” to orgazm dla oczu… szkoda, że jest ich nieporównywalnie mniej. Czy nie można mi było tego oszczędzić i zaimplementować w grze tylko te nowe? Czy 300 aut to mało? W GT było 168 (liczyłem, zrobiłem nawet spis w XLS – czasy bez internetu, bez gamefaqs :P) i jakoś nikt nie narzekał.

Kolejne rozczarowanie to bzdurny podział wyścigów na A-Spec (powiedzmy, że Special Event wchodzą w jego skład) i B-Spec czyli wyścigi, w których sami prowadzimy auto lub wyścigi, w których pouczamy kierowcę-idiotę jak ma dojechać do mety (cud jeśli jako pierwszy…). Prawdopodobnie zależnie od LV, ale na pierwszych 10 nie można wygrać prawie żadnego wyścigu, ponieważ nasz „podopieczny” nie potrafi przejechać prosto kilkuset metrów. Mając do dyspozycji 800 konnego Dodge Vipera boi się „mocniej depnąć”, ma też wyraźną słabość do zwiedzania pobliskich trawników…

Po każdym wyścigu gra, przyznaje nam punkty doświadczenia – rzecz tak bardzo arcy wku*cą, która sprawiła iż momentalnie przeszła mi ochota na dalszą grę. System ten jest tak skonstruowany, że całkowicie RUJNUJE i odbiera całą przyjemność, którą można by jeszcze wycisnąć z tego crapa. Poziomy te blokują nie tylko dostęp do licencji czy wyścigów, ale nawet uniemożliwiają kupno pojazdów mimo iż mam znaczną „nadwyżkę budżetową”. Zmusza się gracza, aby ten robił inne wyścigi, żmudnie wbijając EXP niczym w rasowym jRPG…

Dobiłem to LV17 (A-Spec, LV7 w B-Spec) i absolutnie nie mam ochoty więcej patrzeć na grę wyścigową, w której od DEKADY oponenci jeżdżą po sznurku, w której system kolizji przypomina zderzanie pudełek od zapałek i za którą trzeba dać około dwustu, ciężko zarobionych złotych. Gran Turismo umarło; odstawiłem je do garażu niczym starą, wysłużoną Syrenkę (nie, nie 105. na taki komplement nie zasługuje :P), zgasiłem światło, jeszcze raz powspominałem i zamknąłem za sobą drzwi…

~ - autor: berionpl w dniu 9 lutego 2011.

Dodaj komentarz